środa, 22 czerwca 2016

Prolog

Cichy las. Wkoło śmiga delikatny wietrzyk, łaskocząc delikatnie twój nos. Wszystko nowe: zapachy, jakaś wielka świecąca kula na niebie i uspakajający dotyk pyszczka matki. I odgłosy gwaru miasta w oddali.
Malutki Elante leżał wtulony w ciepłe, białe futro młodej wilczycy. Jego starsza siostra, Skerena, siedziała w łapach mamy i obserwowała bez przerwy małą puchatą, czerwoną kuleczkę, która nawet jeszcze nie potrafiła chodzić.
- Mamo, kiedy będę się mogła z nim pobawić? - zawodziła co chwilę.
- Musisz nieco poczekać, on zapewne też chciałby już gdzieś pomknąć na własnych, w pełni sprawnych łapach.
Zbliżyła głowę do szczeniaka i polizała go czule. Odpowiedział jej cichy pisk.

***

- Skera, gonisz! - wrzasnął młody wilczek i nie zdążył przebiec nawet kilku kroków, kiedy podwinęła mu się łapa.
Walnął pyszczkiem o ziemię i poczuł dodatkowy nacisk łap starszej siostry na łbie.
- Ale z ciebie ciamajda! Po raz siódmy z kolei to samo! Ja chcę się pobawić, a nie bez przerwy patrzeć jak walisz pyskiem w piach.
Zeszła z brata i przewróciła zrezygnowana oczami.
Nagle przywarła do ziemi i wysunęła pazury.
- Sker, co robisz?
- Ćśśś! Bo mi spłoszysz zabawkę! - przerwała mu natychmiast.
Dopiero teraz zauważył zająca ukrytego w krzakach i sparaliżowanego strachem.
- Wiesz, chyba nie powinnaś tego robić! - powiedział powoli, ale stanowczo. Ona jednak nie zwracała na niego uwagi.
- Chodź tu, mały. - zaczęła szeptać w stronę zwierzyny. - No chodź. Pobawimy się w berka...
Skoczyła na zająca, ale ktoś uderzył w nią w locie i spadła w pobliskie błoto.
Zając czmychnął, a ona starała się oczyścić oczy z lepkiej mazi.
- Nic ci nie jest? - usłyszała obok siebie głos przyjaciela i wydostała się z kałuży.
- To ty mnie uderzyłeś?! - wpadła w furię. - Prawie go miałam! To byłaby moja pierwsza zdobycz! No i jeszcze jestem cała umazana w tym ochydztwie!
Skerena miała pod względem koloru futra gorzej od Elante, ponieważ jej sierść była biała jak śnieg i brudziła się od wszystkiego. Teraz wyglądała co najmniej okropnie. Pojedyncze włoski posklejały się ze sobą i utworzyły sporej wielkości kołtuny.
- Jedliśmy już dzisiaj obiad, a dla przyjemności nie powinno się zabijać! - mimo, że był mniejszy i słabszy od Skery to ustawił się w bojowej pozie bez odrobiny wahania.
Skerena najeżyła sierść na karku i zanosiło się na bójkę, kiedy nagle z zarośli wybiegła ich matka.
- Mamo? - powiedzieli równocześnie.
- Nie ma czasu wyjaśniać. Mam przeczucie... Czuję, że zaraz zdarzy się coś złego... - pochwyciła syna i uniosła go delikatnie ściskając zębami skórę na karku malca. - Skerena, nadążysz? I dlaczego jesteś taka brudna? - zwróciła się w stronę umazanej wilczycy. 
Ta tylko coś wyburczała pod nosem i po chwili cała trójka gnała przed siebie.
Przez chwilę nic się nie działo. Dopiero po paru minutach niepozornej ciszy rozległ się wybuch tak głośny, że Skera upadła ogłuszona na ziemię.
Dorosłej waderze na szczęście nic się nie stało i dalej biegła przed siebie.
Nad miastem zaczął się unosić dym i ogień. Zwierzęta w lesie zaczęły wariować. 
Szukając ratunku, samotna matka rzuciła się zdesperowana w stronę miasta.
Znała tam pewną, opuszczoną piwnicę, w której zawsze mogli się czuć bezpiecznie.
Biegła przez ulice, skrzyżowania i zaułki. Wokół niej unosił się dym i iskry ognia. Niespodziewanie naprzeciw niej wyłonił się zza zakrętu tłum przerażonych ludzi. Zaczęła uciekać i przez to zmyliła kierunek.
W końcu znalazła jakąś wąską uliczkę i odcięła się od tłumu piszczących stworzeń. Okazało się jednak, że wiedzie donikąd. Na końcu niej znajdował się zagradzający drogę płot. Zrezygnowana uciekinierka ułożyła się w kącie barykady i postawiła na ziemię synka.
- Jak dobrze, że przynajmniej jesteśmy razem, prawda?
Sparaliżowany strachem Elante nic nie odpowiedział. Czuł jedynie jak mama liże go delikatnie po pyszczku.
- Chwila, gdzie jest Skera?! - wadera poderwała się przerażona z ziemi i zaczęła wyć.
Nikt jej nie odpowiedział.
- Muszę ją znaleźć... - szepnęła sama do siebie i zwróciła się do szczeniaka. - Zaczekaj tu na mnie i nigdzie się nie ruszaj!
El usłuchał i patrzył przez chwilę jak jedyna znana mu i kochana osoba znika za rogiem.
Czekał. Czekał jeszcze długo, ale matka nie pojawiała się. Nikt nie nadchodził. W głowie miał pełno strasznych myśli, które co chwila ustępowały miejsca nowym. W jego oczach widać było łzy i iskry ognia unoszące się w powietrzu, a raczej zatrutym dymie.
Zamknął oczy i... Obudził się.
Młody wilk leżał w tym samym miejscu na tej samej ulicy. Znał całe miasto na wylot. Przez te wszystkie dni, miesiące zwiedził sporo miejsc i znalazł mnóstwo pustych kryjówek, ale wciąż wracał na to samo miejsce, bo nigdy nie zapomniał...
- Znowu ten sen. - powiedział sam do siebie i położył łeb na łapach.
Nie był tym samym małym, przerażonym wilczkiem co kiedyś. Teraz w jego oczach widać było jedynie wyraz obojętności na wszystko co się dokoła działo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz